Bellamy o konflikcie z Carverem
Bellamy wspomina: - Awantura przed meczem z Mallorcą rozpoczęła się na treningu kilka godzin wcześniej, gdy zaparkowałem na jego miejscu w bazie treningowej. Byłem naprawdę złośliwy. Być może trochę prowokowałem. Przyjechałem na trening, a go nie było. Jest trenerem. Powinien być przede mną, więc zaparkowałem na jego miejscu. Wiedziałem, że go to wkurzy. Później tego ranka mijałem się z nim i powiedziałem „hejka”, dumny z mojego małego kawału, a on mnie po prostu minął i nic nie powiedział. To sprawiło, że się uśmiechnąłem. Pomyślałem sobie: „Robota wykonana”. Moim problemem jest to, że czasami nie wiem kiedy przestać. Więc dalej go wkurzałem. Nie odpuściłem. Więc gdy pojechaliśmy na lotnisko w Newcastle na wylot na Majorkę, to był w punkcie krytycznym i mieliśmy konfrontację. Rozmawiałem z kimś innym i powiedziałem „JC” wystarczająco głośno, by usłyszał, że robię sobie z niego żarty. Pękł i ruszył na mnie.
- Naprawdę mnie zaatakował. Mieliśmy pojedynek na krzyki. Myślałem, że zmienił to z żartu na prawdziwą kłótnię. Ludzie musieli nas powstrzymywać. Sam siebie przekonywałem, że to ja jestem pokrzywdzony. Byłem wkurzony. Cała moja radość zniknęła i zaczęliśmy prawdziwą kłótnię. Podawano, że rzuciłem w niego krzesłem w hali odlotów, która została stworzona dla piłkarzy. To nie do końca jest prawdą. Byłem wściekły i rzuciłem krzesło, które stało mi na drodze do niego. Właściwie to prawie Shay Given nim dostał, ale to był wypadek. Walka to nie tylko pięści. Jest jak jest. Co złapiesz, to jest twoją bronią. Kiedy stracisz panowanie, to wszystko jest dozwolone. Jednak to nie była walka, to było śmieszne. To była wielka dziecinada z naszej strony.
- Krzyczałem na niego, a on na mnie, ale właściwie to byliśmy kolegami, więc nie zamierzaliśmy się bić. Skończyło się głupimi zapasami na podłodze. Nie wiedziałem o tym wtedy, ale Bobby był na konferencji prasowej po drugiej stronie ekranów, gdzie my walczyliśmy, więc dziennikarze mogli usłyszeć ten zamęt. Ktoś zawołał menedżera, a on przyszedł i krzyczał na wszystkich by się wynosili i weszli do samolotu, który już na nas czekał i był gotowy do odlotu.
- Wtedy byłem bardzo wściekły. Mówiłem: „Nie lecę, nie wsiądę do samolotu, jadę spotkać się z moją panną”. Bobby kazał Carverowi wejść do samolotu. Naprawdę go opieprzył i zapytał, co wyprawia walcząc ze mną. JC pomaszerował ze spuszczoną głową, jak niedobry uczeń, który właśnie otrzymał naganę. Wciąż powtarzałem, że jadę do domu. Byłem nieugięty.
- Menedżer mnie objął. „Chodź ze mną, synu”, powiedział. Więc szedłem z nim i zaczął wypytywać mnie o moje dzieci, jak im idzie w szkole, co tam u mojej panny. Stawiał te pytanie, więc odpowiadałem na nie, chociaż czułem się tak, jakbym nic nie mówił. Następną rzeczą, jaką pamiętam było to, że jestem na pokładzie samolotu. Pomyślałem: „Jak do cholery się tu znalazłem?” Gdyby po prostu mi powiedział, że mam wejść do samolotu albo mi to rozkazał, to tego bym nie zrobił.
O Sir Bobbym Bellamy jeszcze dodaje: - Przed meczami stawałem z tyłu drużyny, ostatni człowiek w tunelu. Sir Bobby miał przedmeczowy rytuał i upewniał się, że uścisnął dłoń każdemu piłkarzowi. Przed większością meczów byliśmy razem z tyłu tunelu, rozmawialiśmy o tym, co nas czeka i o rywalu. Gapił się na ich zawodników. „On już jest zesrany ze strachu przed tobą synu, o ten”, mówił. Albo: „Zaatakuj go dzisiaj synu, a go zabijesz”. Lub: „Patrz na niego synu, on nawet nie jest w takiej formie, by móc przebywać z tobą na jednym boisku”. Czułem się tak, jakbym był najszybszy. Dzięki niemu czułem się silny, niepokonany. Mam 175 cm wzrostu, ale mówię wam, gdy zakładałem ten strój i stałem w tunelu z Bobbym Robsonem, to czułem się, jakbym był Didierem Drogbą.
Komentarze | 1
Howey napisał:04.06.13, 10:28Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, żeby dodać komentarz.
Nic nie osiagnal w zasadzie chociaz talent mial.