Bruce o swoim pobycie w Newcastle i ewentualnej emeryturze
60-letni szkoleniowiec po ponad dwóch latach pracy rozstał się z Newcastle za porozumieniem stron i nie ukrywa, że był to dla niego bardzo trudny okres.
Bruce to urodzony Geordie i praca na St. James’ Park była jego marzeniem. Jednak od pierwszego dnia musiał radzić sobie z krytyką i obelgami ze strony Toon Army.
- Naprawdę muszę podziękować wszystkim ludziom, którzy ze mną pracowali, bo potrafię być wymagający i ciężko się ze mną pracuje, szczególnie gdy byłem młodszy - mówi Bruce.
- Kiedy przegrywaliśmy, to wpadałem w dołek, ale kiedy pracujesz w Premier League z takimi klubami jak Birmingham, Wigan, Hull, Sunderland, to potrafisz lepiej sobie z tym radzić. Musisz.
- Przed przyjściem do Newcastle myślałem, że poradzę sobie z wszystkim, z czym będzie dane mi się zmierzyć, ale było bardzo, bardzo ciężko.
- Nigdy nie byłem tam mile widziany, ludzie chcieli, żeby mi się nie udało, codziennie czytałem, jak ludzie mówią, że mi się nie uda, że jestem beznadziejny, że jestem tłustym piątym kołem u wozu, niezdolną taktycznie kapuścianą głową i inne takie. I to się działo od pierwszego dnia.
- Kiedy szło nam dobrze pod względem wyników, to mówiono, że nasz styl gry jest beznadziejny albo że miałem szczęście. To było niedorzeczne i stałe, nawet gdy wyniki były dobre.
- Najlepsze było mówienie, że jesteśmy drużyną do spadku pod każdym względem, tylko nie punktami… Tak było w pierwszym sezonie. Skończyliśmy na 13 miejscu. W drugim sezonie krytyka była jeszcze gorsza. Byliśmy dwunaści, 17 punktów nad strefą spadkową.
- Starałem się cieszyć tą pracą i tak było. Zawsze cieszę się walką, udowadnianiem ludziom, że się mylą, ale tutaj ciągle było tak samo. Ciągła walka. To też się na mnie odbiło, bo nawet gdy wygrywaliśmy mecz, to nie czułem, że przeciągam kibiców na swoją stronę.
- Moim jedynym zadaniem było utrzymywanie klubu w lidze.
- Bardzo chciałem, żeby to zadziałało. Byłem dumny z prowadzenia Newcastle United, nawet w tych najgorszych chwilach byłem zdeterminowany, żeby robić swoje i utrzymać klub w lidze.
- Plotki o zmianie właściciela pojawiały się gdzieś w tle, ale oni nie kupiliby tego klubu, gdyby zespół spadł z Premier League. Wszyscy o tym wiedzą.
- Jedyne zadanie, jakie mi dano, to utrzymanie klubu. Nie było pieniędzy, żeby przebudować zespół. COVID wyczyścił klubowe konta, praktycznie nie było czego wydawać w letnim oknie transferowym, ale mimo to nie odszedłbym z tej pracy.
- Ludzie mówili mi, żebym zrezygnował i gdyby tylko to nie było Newcastle… Nie zamierzałem się poddać. Po prostu uważałem, że kto byłby lepiej przygotowany ode mnie do tego, żeby ponownie utrzymać ich w Premier League?
- Cieszę się razem z kibicami, miastem, wszystkimi osobami związanymi z tym klubem. Do zmiany właściciela musiało dojść, żeby klub się mógł rozwijać i mieć szansę na to, żeby stać się klubem, jakim zdaniem wszystkich powinien być.
- Dałem z siebie wszystko, ocenę mojej pracy pozostawiam innym. Życzę nowym właścicielom, piłkarzom i kibicom wszystkiego najlepszego. Jestem podekscytowany przyszłością klubu. To jest najważniejsza rzecz.
Bruce przyznał, że po 23 latach pracy w roli szkoleniowca, może być to czas na zakończenie kariery, choć na razie niczego nie wyklucza. Jednak ma na uwadze też swoją rodzinę, która mocno przeżyła to, jak był traktowany w ostatnich latach.
- Myślę, że to może być moja ostatnia praca - dodaje. - Tu nie chodzi tylko o mnie. To odbiło się na całej mojej rodzinie, bo oni wszyscy są Geordies i nie mogę tego ignorować.
- Martwili się o mnie, szczególnie moja żona Jan. To wspaniała kobieta, niesamowita, fantastyczna kobieta, żona, matka i babcia. Razem ze mną przeżyła śmierć moich rodziców, a jej rodzice też nie mają się najlepiej.
- W dodatku martwiła się o mnie i tym, z czym musiałem się mierzyć w ostatnich dwóch latach.
- Nie mogę jej traktować jak pewnik, spędziła całe życie jeżdżąc ze mną od klubu do klubu i gdybym jej jutro powiedział, że mam ofertę z Chin czy skądkolwiek, to zapytałaby, czy to dla mnie odpowiednie i czy chcę to zrobić. Ponownie by mnie wspierała.
- Mam już 60 lat i nie wiem czy chcę, żeby znowu przez to przechodziła. Mieliśmy dobre życie, więc tak, to prawdopodobnie koniec mojej trenerskiej kariery. Chyba, że zadzwoni do mnie jakiś prezes z pytaniem, czy bym im nie pomógł. Nigdy nie mów nigdy, tego się nauczyłem.
Czas pokaże, czy Bruce jeszcze kiedyś wróci na ławkę trenerską, ale jak do tej pory nie potrafił na dłużej rozstać się z pracą przy piłce nożnej.
- Czemu zawsze wracałem? - pyta sam siebie. - To ja, taki już jestem. Futbol to moje życie, tym się zajmuję. Po co ktokolwiek robi karierę? Taka była moja kariera i jestem za nią wdzięczny.
- Ostatnio ktoś przypomniał mi moje dwa gole strzelone głową w meczu z Sheffield Wednesday, które pomogły Manchesterowi United zdobyć pierwszy tytuł Premier League w 1992 roku.
- Czterdzieści lat później wciąż pracowałem przy piłce, no cóż, miałem szczęście. Musiałem sobie nieźle radzić jako piłkarz i menedżer. To praktycznie całe życie.
Komentarze | 0
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, żeby dodać komentarz.