Almiron pokaże więcej
Paragwajczyk jednak nie zamierza narzekać i w Newcastle dostał to, czego oczekiwał: wsparcia kibiców i grania w każdym meczu pod presją.
- W Stanach Zjednoczonych piłka nożna nie jest jednym z głównych sportów, dlatego w Atlancie mogłem prowadzić normalne życie - mówi Almiron w rozmowie z The Telegraph.
- W Newcastle ciągle mnie rozpoznają. Moja praca jest taka sama, ale poza boiskiem jest zupełnie inaczej. Gdziekolwiek pójdę, ludzie proszą o zdjęcia i autografy, ale to nie problem.
- Dlatego chciałem tu przyjść. Chciałem grać pod presją. Gra w Europie zawsze była moim marzeniem i w ogóle się nie wahałem, gdy się dowiedziałem, że Newcastle się mną interesuje.
- Wspaniale jest być w klubie, w którym czuć pasję kibiców, ale też ją słychać. Potwierdziło się wszystko to, co mi powiedziano o tym klubie.
- Kiedy przyleciałem do Anglii, to wszyscy mówili mi o fizyczności gry i że mogę sobie nie dać rady. Kiedy pierwszy raz przebiłem się do pierwszej drużyny w paragwajskim Cerro Porento, to ludzie mówi dokładnie to samo.
- Robiłem swoje i udowadniałem ludziom, że się mylili. To nic nowego, że te pytania pojawiły się w Newcastle. Kibice jeszcze nie widzieli mojej najlepszej strony, jeszcze wiele przed nami. W każdym meczu uczę się na błędach, uczę się o Premier League.
- Intensywność gry w Anglii jest jeszcze większa, niż się spodziewałem. W każdym meczu trzeba ciągle biegać, tempo nie maleje, jest bezlitosne, ale cieszę się każdą minutą.
Komentarze | 0
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, żeby dodać komentarz.