Książka Keegana - 1. fragment
W ramach promocji, na łamach gazety The Times publikowane są fragmenty tej książki. W pierwszym z nich Keegan opisał swoją jedyną wizytę na St. James’ Park po odejściu z klubu, a także opowiedział, jak wyglądała jego współpraca z Tonym Jimenezem.
Książka Keegana - 1. fragment
Nikt nigdy mi oficjalnie nie powiedział, że nie mogę wejść na St. James’ Park. Jednak czasami wiesz, że nie jesteś gdzieś mile widziany, a od dziesięciu lat to jest oczywiste, jeśli chodzi o ludzi z władz Newcastle United, że zawsze będę tam persona non grata, dopóki reżim Mike’a Ashleya będzie trwał.
Najsmutniejsze jest to, że i tak nie chciałbym wrócić po tym, co mi się przytrafiło podczas drugiego pobytu w Newcastle w roli menedżera. Chociaż moje uczucia do klubu nigdy nie wygasną, to będę się tego trzymać, dopóki Mike Ashley nie odejdzie, a ponad sto lat dumnej historii piłkarskiej nie zostanie usunięte z jego biznesowego portfolio.
Jedyny raz zrobiłem wyjątek, gdy zostałem zaproszony na prywatne przyjęcie na St. James’ Park w wieczór, w którym nie było meczu. To była impreza pożegnalna dla wieloletniego kibica Newcastle. Najpierw chciałem przesłać przeprosiny i wyjaśnienie, że nie mogę się zjawić. Potem czułem się z tym źle, bo facet wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych rozpocząć nowe życie i wiedziałem, że wszyscy chcieli, żebym przyszedł go pożegnać. Nie chciałem go zawieść. Poza tym zawsze lubiłem wyzwania.
Improwizowałem. Włożyłem okulary, znalazłem kaszkiet i podniosłem kołnierz płaszcza, aby dopełnił przebranie. Znalazłem ciche miejsce na zaparkowanie samochodu, z dala od stadionu, a potem szedłem trzymając się cienia i unikając kontaktu wzrokowego z przechodniami. Było ciemno i nikt mnie nie rozpoznał, aż do wejścia na stadion. Jedna z pracownic klubu od razu do mnie podeszła. „Cześć Kevin”, powiedziała, z tym uroczym powitaniem Geordies. „Co tutaj robisz?”.
Zostałem zdemaskowany, ale przynajmniej przez przyjazną twarz, a nie z dłonią na moim ramieniu. Problemem było to, że nie wiedziałem, czy wszyscy w budynku będą tak mili i nie zamierzałem ryzykować. Poprosiłem, żeby zachowała to w tajemnicy i pojechałem windą na najwyższe piętro. Wcześniej zadzwoniłem, żeby powiedzieć, że jestem w drodze. Wszyscy zostali poinformowani, że operacja musi odbyć się w całkowitej tajemnicy, a kiedy szybko przeszedłem korytarzem, w którym na ścianach wisiały zdjęcia moich dawnych drużyn, to oni czekali na mnie w jednym z salonów. Byłem w środku i poza jednym drobnym strachem, operacja KK odniosła sukces. Misja zakończona.
Wiem, jak absurdalnie to musi brzmieć, a kiedy o tym dobrze pomyślę, to jakie to szaleństwo, że ktoś z tak długą emocjonalną historią z Newcastle jak ja, teraz musi przemycać siebie na stadion, gdzie kiedyś właściciel nazywał mnie „King Kev”? Jednak to niezwykły klub, prowadzony przez nietypowych ludzi i być może najgrzeczniejszy sposób, w jaki mogę to powiedzieć, to tak jak Jezus powiedział na krzyżu: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Ci ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak cenny jest to klub. Nie rozumieją, że piłka nożna w tym dużym, tętniącym życiem mieście daje poczucie własnej wartości. Zrobili zabawkę z Newcastle United i chociaż mówię to z ogromnym bólem, nie mam ochoty być kojarzony z tym miejscem, dopóki będzie tak dalej. Chętnie tam wrócę, kiedy odejdą i już nie mogę się doczekać tego dnia, w którym Newcastle uwolni się od człowieka, który przechodził z jednej złej decyzji do drugiej, prowadził imperium samookaleczenia i przekazał pieniądze oraz władzę ludziom, którzy nie zasługiwali ani na jedno, ani na drugie.
Jednak do tego czasu, Ashley i jego współpracownicy nie muszą się martwić, że będę miał nawyk wchodzenia na stadion incognito. Nie chcę dzielić tlenu z tym ludźmi, wierzcie mi.
W końcu doświadczyłem pełnej mocy reżimu Ashleya i chociaż wygrałem sprawę przeciwko Newcastle o konstruktywne zwolnienie, to możecie mi wierzyć, że walka w sądzie z człowiekiem o takiej mocy i ogromnym bogactwie, nie była miłym doświadczeniem. Newcastle było w środku tego sporu, co sprawiło, że było to jeszcze bardziej wstrząsające doświadczenie. Cała sprawa była tak ohydna, aż przekonałem się, że nie chcę już pracować w futbolu.
Zderzyłem się ze ścianą niekompetencji, podstępu i arogancji. Naprawdę, niektórych rzeczy, które wydarzyły się w Newcastle pod tym reżimem, nie można było wymyśleć. To była tragikomedia.
Wiedziałem, że ważne będzie zbudowanie relacji z Tonym Jimenezem. Byłem zaintrygowany tym facetem i chciałem się dowiedzieć, w jaki sposób deweloper znalazł się na tak wpływowym stanowisku w jednym z najlepszych klubów piłkarskich w Anglii. Na pewno dobrze mówi, ale czy w ogóle była w tym jakaś treść?
Jimenez wziął się znikąd. Jednak dowiedziałem się, że miał pewnego rodzaju przeszłość w piłce. Okazało się, że ten działacz Newcastle, człowiek, który nosił tytuł „wiceprezydenta ds. pozyskiwania piłkarzy”, wcześniej był stewardem na domowych meczach Chelsea. Stąd wzięło się jego powiązanie z Dennisem Wise’em, byłym piłkarzem Chelsea i znajomość z niektórymi piłkarzami na Stamford Bridge. Nie było to najlepsze CV, jakie kiedykolwiek widziałem.
To nie miało by znaczenia, gdyby Jimenez nie robił z gęby cholewy i robił to, co mówił, ale szybko zacząłem podejrzewać, że za wielkimi obietnicami może nie być konkretów.
Jimenez uważał się za eksperta piłkarskiego, ale okazało się, że to zdumiewająca postać. Człowiek odpowiedzialny za rekrutację piłkarzy w Newcastle, nie inaczej, podczas dyskusji o potencjalnych celach transferowych przyznał, że nigdy nie słyszał o Perze Mertesackerze.
Czy możecie w to uwierzyć? Cztery lata wcześniej Mertesacker debiutował w reprezentacji Niemiec. Został uznany jednym z wyróżniających się piłkarzy Mistrzostw Świata w 2006 roku i był zawsze obecny w swojej drużynie narodowej, która dotarła do finału Euro 2008. Był jednym z najlepszych obrońców w Europie i w końcu zagrał ponad 100 razy dla swojego kraju. Mimo to Jimenez nie miał pojęcia, kto to jest. Z całych sił się starałem, żeby zachować poczucie humoru i w jakiś sposób czasami udawało mi się zaśmiać z absurdu tej sytuacji. Jednak były też momenty, kiedy głowa bolała mnie od myślenia o tym, co oni robią z tą słynną instytucją sportową. To była niesamowita historia, ale przede wszystkim smutna. Nie słyszałem, żeby takie coś wydarzyło się w innym klubie piłkarskim.
Komentarze | 0
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, żeby dodać komentarz.